Ostatnio rozpisywałam się o Żywiołku i jego charakterku, ale nie przypuszczałam, że kolejna żyrafa będzie jeszcze większym urwisem! Czasem tak sobie myślę, że naprawdę maskotki mają swoją duszę. Żywiołka szyło mi się bardzo szybko i sprawnie - pełna współpraca. Z kolei Maniek chciał wszystko inaczej. Nie pasowały mu spodenki na szelki, więc kiedy robiłam mu przymiarki złamał mi igłę! A że jestem uparta i niestrudzenie szyłam dalej - siedział ze skwaszoną minką i myślał, jakby mi tu jeszcze przeszkodzić. Myślał, myślał i wymyślił, bo kiedy przyszła pora na dopasowanie muszki usłyszałam kolejny protest. I kolejna fala trudności z ułożeniem kokardy tak, aby dobrze się prezentowała na jego długiej, upartej szyjce. A co robił Maniek, kiedy ja się męczyłam? Śmiał się do rozpuku - chochlik mały. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i byłam zadowolona z efektu końcowego. Tylko Maniek, jakiś taki niezadowolony, bo mimo jego zaciekłych protestów i tak dopięłam swego.
ALE muszę Ci przyznać Mańku, że przysłużyłeś się kolejnym żyrafkom.
One na pewno będą miały inne ubranka :)
Plotki, ploteczki, plotunie.
Rodzinne zdjęcie do albumu.
Też chciałam mieć z nimi pamiątkowe zdjęcie, a co! ;)
Ściskam Was słonecznie i przeganiam ten okropny deszcz!